14 kwietnia 2004, 18:06
W Irlandii nie ma tradycji oblewania sie woda w swiateczny poniedzialek, w zwiazku z czym mozna spokojnie, bez wiekszych obaw wychodzic do poludnia z domu. O 10.00 rano bylam juz w drodze do Kaski skad mialysmy wyruszyc na zwiedzanie zamku. Wzielam ze soba pistolecik, bo wiedzialam ze kto, jak kto ale Kacha o takich rzeczach jak Lany Poniedzialek nigdy nie zapomina. Szlam sobie wiec powoli z plecakiem trzymajac w rekach kurtke( no cieplo sie zrobilo..) i w jednej rece ten maciupki pistolet. Kasia nieswiadoma tego, ze przez szklana szybe drzwi wszystko widac, jedna reka otwierala drzwi, druga tymczasem probowala nakierowac na mnie pojemnik z woda. Wylala na mnie mikroskopijny kubeczek wody, czym zrewanzowalam jej sie mikroskopijnym strumieniem z mikroskopijnego pistoleciku. Gdy obie z Agnieszka sie ubieraly, obejrzalam sobie film z S. Connery'm i krasnoludkiem. 40 minut zajelo nam dojscie do ruin zamku, cudnych ruin zamku lezacego w lesie, nad rzeka. Klimat jak z Roobin Hooda, brakowalo tylko dobrego aparatu. Zrobilam troche fotek, chociaz dobrze wiem co na nich zobacze: szary mur, w szarym lesie, przy bezbarwnej wodzie. Gdy wracalysmy, juz padalo i pada do dzis:) Dzien zakonczylam na internecie gdzie siedzialam do pierwszego krzyku straznika. Dostalam kartke od Psa:) Kolorowe kurczaczki siedza w lowriderach (te amerykanskie wozy bounce'ujace) a w tle jeden z pierwszych utworow hip hopowych :))