Archiwum luty 2004


EPSO-żegnaj Brukselo
Autor: dakota
23 lutego 2004, 21:41

Przyszly wyniki z EPSO. "I regret to inform you that  blahblahblah ...". Za malo punktow zdobylam. I prawde mowiac na tym zdaniu mogli zamknac sprawe. Ale oni podali wyniki z konkretnych testow. Mogli sobie darowac. Co, mam teraz pluc sobie w brode, ze nie przeczytalam jednego xera wiecej?

Test a): 24 /40 (pass mark 25)
Test b): /20 (pass mark 10)
Test c): 24/40 (pass mark 20)

bu
Autor: dakota
17 lutego 2004, 19:19

Dzisiaj byl pierwszy ryk. Na miesiac przed odlotem. Wlasciwie to na 3 tygodnie. Nie za wczesnie? Co bedzie pozniej? Bu. Jutro rezerwujemy bilety na 11 marca. Na szczescie jade/lece z L co mi troche oslodzi te podroz i pozwoli przetrwac:) C jeszcze nie mowilam, do jutra wszystko moze sie jeszcze wydarzyc, po co siac panike czy tez wprowadzac zamieszanie..W koncu w ciagu ostatniego miesiaca lecialam juz na Jersey, na Canary, na Cypr..i jakos nie moglam tam doleciec:)

spokojna niedziela
Autor: dakota
15 lutego 2004, 15:13

Czy to normalne , ze z wyjazdu do Galway ciesze sie tylko w ciagu dnia? Gdy nadchodzi wieczor, cala radosc gdzies znika i pojawia sie smutek..Przeciez juz niedlugo bede czytac ksiazke i pic herbatke w innym pokoju, rodzina i znajomi juz nie beda na wyciagniecie reki, no i Cezary..niby nic wielkiego ale jednak juz sie przyzwyczailam troche...Chyba musze zaczac chodzic wczesniej spac. Moze to cos da.:) Juz nawet pod tym katem zaczelam szukac polaczenia do Galway. Najlepiej wyjazd z ranca i pod wieczor wyladowac juz na miejscu.

14 LUTY
Autor: dakota
14 lutego 2004, 20:47

Do niedzieli jeszcze kilka godzin a ja juz po rozmowie z Kacha.

JADE DO IRLANDIIIII  !!!!!!!!!!!YEAH!!!

Fakt, ze dopiero za miesiac ale radosc moge okazywac juz chyba troche wczesniej:))))))))) Na dodatek bylam dzisiaj chyba jedyna osoba w Polsce, jesli nie na swiecie, ktora ucieszyla sie z tego, ze nie spedza Walentynek z bliska osoba. Od Cezarego dostalam jedynie kartke z netu. Bardzo mnie ucieszyla, zwlaszcza, ze Cezary nie znosi tego typu przekazywania informacji..kartki, smsy..to nie jego klimaty. Nie spedzilismy tego wieczoru jednak razem. On mi niczego nie zaproponowal, ja jemu wspomnialam, ze moze wpasc jak ma ochote...Ale chyba nie mial. I dobrze, to by oznaczalo, ze mu tak bardzo nie zalezy, czyli ze moge spokojnie jechac do Galway. Balam sie, ze dzisiaj najdzie go ochota na wyznanie uczuc, bo wg L. , Cezary sie we mnie zakochal. Ale widocznie albo ochota go nie naszla czy tez odwaga, albo teoria L. jest do bani. Mimo ogromnego szacunku dla profesjonalizmu L. w udzielaniu porad i wskazywaniu zrodel dziwnych decyzji podejmowanych przez osobnikow plci brzydkiej, szczerze zycze jej aby sie w tym przypadku mylila. Nie chce zeby Cezary byl we mnie zakochany. I nie tylko dlatego, ze mysle egoistycznie, ze w ten sposob latwiej mi bedzie wyjechac do Irlandii. Nie chce po prostu, zeby powtorzyla sie ta sama sytuacja, co z jego byla dziewczyna. Pojechala sobie do Warszawy na studia i juz tam zostala. Dla mnie ten wyjazd jest bardzo wazny i nie ma teraz praktycznie zadnej rzeczy czy osoby, ktora zmusilaby mnie do rezygnacji z niego. Poza tym nawet nie wiem, kiedy wroce, moze za 3 miesiace, moze pozniej. Chcialabym, zeby pozostal ten uklad, ktory byl miedzy nami do tej pory i zebysmy mogli pozegnac sie jak dobrzy znajomi a po powrocie zwyczajnie odswierzyli znajomosc.

sroda
Autor: dakota
11 lutego 2004, 23:01

No i Nebraska wyszczekala: Kanary juz nie aktualne. Laska z Berlina postanowila jednak wyrwac sie z "prowincji" do bardziej interesujacego miejsca i sprzatnela mi Kanary sprzed nosa. Bu. A ja juz nauczylam sie kilka pozytecznych zwrotow po hiszpansku oraz zapoznalam sie wirtualnie z obyczajami i kultura Kanarian...Nawet wiem ile licza sobie taksiarze za km..Bu. Nie zobacze najciekawszego gada ladowego wyspy-brzydkiej jaszczurki lagarto del Salmor ani nie skosztuje pomarszczonych ziemniakow papas arrugadas...:(

Wracajac do ciekawszego tematu czyli do Gorzowa-miasta przyjaznego(taki napis widnieje na naszych tablicach rejestracyjnych!!), byl on dzisiaj oblezony przez kwestujacych  na rzecz hospicjum sw Kamila. Dzis swiatowy Dzien Chorych a zatem okazja do zebrania troche grosza na szczytny cel. Zageszczenie ludzi z puszkami bylo nawet wieksze niz na Orkiestrze..Stali doslownie wszedzie. Moje grosze powedrowaly do dziewczyny przy ZUSie, gdzie poznalam dzisiaj obsluge ZUSowskiego automatu wydajacego bileciki do kolejek:) Calkiem wygodny system, mozna czekajac na swoja kolejke siedziec nawet dwa pietra wyzej, jedzac kanapke i i tak nikt ci sie nie wcisnie. Bo nie ma takiej mozliwosci. Wystalam wiec swoje(laweczki byly zajete) 15 minut, po to zeby uslyszec, ze "ta krateczka zle", tu nie tak", "tu dobrze", "prosze doniesc jeszcze raz". Ja tego nie wypelnialam, tylko bylam poslancem-wolontariuszem, ale juz sie nie odzywalam, bo co by zmienilo:) Sopranos dali dzisiaj wczesniej o godzine, nikogo o tym nie uprzedzajac. Bo po co. PRZECIEZ TEGO NIKT NIE OGLADA!!!eh..Jedyny zadowolony z tego obrotu rzeczy byl Cezary, ktory dostal dodatkowa godzine na ogladanie wystepu jakiejs pani komik.

No, a na koniec cos co mnie strasznie nakreca i dodaje skrzydel, mimo wczesniejszych porazek w tej dziedzinie i prob zakonczonych fiaskiem...Kacha zapisala sie na kurs i musi zrezygnowac z jednej pracy od 15 marca. I daje ja mnie:) Co z tego wyjdzie, to sie dopiero okaze po rozmowie w niedziele. Trzymam za siebie kciuki hehehe

Aha, Kacha mieszka w Galway:)