04 marca 2006, 16:44
Dzisiaj spedzilam prawie 3 godziny w bibliotece na necie, siedzac obok poteznych gabarytow goscia urody Meksykanskiej, ktory bekal co chwile a wzrok jego spoczywal na wszystkim innym tylko nie na monitorze.
Do busa zostala mi godzina wiec zjadlam sobie niby obiad w KFC, co zamiast zaspokoic glod, jeszcze go wzmozylo. Skusilam sie na zestaw ( 2 skrzydelka, kanapka, male frytki,napoj i tajemnicze gorace pudeleczko bez napisu). Po pierwszym skrzydelku z ust poszedl mi taki ogien, ze potrzebowalam prawie pol kubka sredniej pepsi by zeszklone oczy i zasmarkany nos wrocily do normalnego stanu. Frytki bardziej chlodne niz letnie pozostaly przez zoladek praktycznie niezauwazone, w kanapce, jak sie potem okazalo, bylo to samo skrzydelko wiec cala akcja sie powtorzyla a w malym bialym goracym pudeleczku bez napisow byla fasolka po bretonsku:) Mimo, ze nie lubie to zjadlam i nie wiem czemu jakos zalowalam ze bylo jej tak malo.
W domu wywalilam polowe zawartosci Szuflady Papierowej, wypilam browarka i zeszlam na film do Mietkow(nazwa wlasna tejze grupy scisle tajna hehe). Obejrzelismy horrory z kuchni Ramsay'a a potem chinska komedie w stylu Tarantino: Kung Fu Hustle. Zajebiste efekty, abstarkcja .
Nadymek odwiozl Fredzia i pojechal do domu. Chyba ma lunch-dinner jutro. Zobaczymy. Poki co , chyba odbywam nieswiadoma niczego kare za brak glaskow dla krola lwa..;) Sprobuje niedlugo to zmienic, mam nadzieje ze bedzie jeszcze okazja i ze poskutkuje. Hopefully. Jutro rano szarmancka jazda z Ksieciumniem wiec ide pospac troche.